Nowy album Florence + the Machine ‘High As Hope’ zaskakuje bardziej minimalistycznym, innym od poprzedników brzmieniem. Czy wyczekiwana przez fanów płyta utrzyma wysoki poziom Brytyjczyków?
Na to pytanie z całą pewnością możemy odpowiedzieć twierdząco! Nie tylko jest to płyta bardzo dobra, ale także przenosząca zespół w kierunku nowej jakości. Jest przemyślana, intymna, pełna zaskoczeń i pomysłów. Dla Florence Welch, wokalistki i producentki płyty jest to najbardziej osobisty krążek, a sama lubi o nim myśleć jako o ‘Lungs’, tyle że 10 lat później. To właśnie na ‘High As Hope’ artystka rozlicza się z przeszłością, oddaje hołd idolom, opowiada o życiu, daje poczucie nadziei i jest szczera, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Płyta rozpoczyna się od klimatycznego ‘June’, który wprowadza nas w nastrój płyty. To tu Florence + the Machine apelują: Hold on to each other! ‘Hunger’ mogliśmy poznać jeszcze tuż przed premierą i jest to jeden z mocniejszych fragmentów albumu. Tuż za nim fenomenalne ‘South London Forever’ z wciągającym rytmem i charakterystycznymi bębnami. Kompozycja zaczyna się powoli i pokazuje cały swój potencjał w finale.
‘Big God’ to jeden z najciekawszych momentów na płycie, lekko psychodeliczny, miejscami przypominający ‘Seven Devils’ z albumu ‘Ceremonials’. ‘Sky Full Of Song’ zachwyca swoją prostotą i pięknem, a w emocjonalnym ‘Grace’ artystka postanawia prosić o wybaczenie swoją siostrę za swoje młodzieńcze lata pełne szaleństw. ‘Patricia’ to oczywiście hołd dla wielkiej inspiracji artystki, jej północnej gwiazdy – Patti Smith. Chyba najbardziej żywiołowa obok ‘Hunger’ piosenka, czyli ‘100 Years’ to szalona kompozycja, która będzie robiła furorę na koncertach. Wpadający w ucho refren, świetny bridge i mocny głos Florence to przepis idealny.
‘The End Of Love’ to piosenka magiczna, zmuszająca do refleksji z pięknym instrumentalnym wstępem, a tuż za nią ‘No Choir’, czyli ciekawe podsumowanie płyty. Utwór opowiada o walce z samotnością i mrokiem, ale pomimo tego niesie za sobą cząstkę nadziei.
‘High As Hope’ to album inny od swoich poprzedników. Pomimo swojego minimalizmu, nadal z pompą, z echami wcześniejszych dokonań, ale wytyczający nowy kierunek dla Florence i całego zespołu. Szkoda, że taki krótki, bo dziesięć tak dobrych premierowych kompozycji po trzech latach od poprzedniej płyty to zdecydowanie zbyt mało.